Historia niejedno ma imię…, dlatego też Agnieszka proponuje nam szczyptę historii hiszpańskiej i okruchy – jakże – bolesne historii polskiej. Nie zawiodą się czytelnicy, którzy kolekcjonują literackie oblicza historii… Zapraszamy do czytania!

 

Chyba wszystkim nam Hiszpania kojarzy się ze słońcem, zapachem owoców, morza i piłką nożną. Hiszpania to także fiesta (święto, zabawa, przyjęcie) i siesta (popołudniowy odpoczynek). Ale Hiszpania to także historia, ta pomyślna, pełna sukcesów i ta dramatyczna, naznaczona upokorzeniami i krwią. Dzisiaj chciałabym zaprezentować naszym czytelnikom książką, która odkrywa przed nami Hiszpanię inną niż nasze wyobrażenia. To świat brutalny i prawdziwy, gdzie uczucie nadziei miesza się z goryczą porażki.

Arturo Pérez-Reverte, Dzień gniewu, przełożyła Weronika Ignas-Madej, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, Warszawa 2009, s. 366 [2]

Arturo Pérez-Reverte to hiszpański pisarz,  dziennikarz i reporter wojenny. Jego książki są chętnie tłumaczone i przenoszone na ekran. Znany jest polskiemu czytelnikowi z takich tytułów jak: Huzar, Klub Dumasa, Terytorium Komanczów, czy w ostatnio Misja: Encyklopedia.

Pérez-Reverte jest też autorem niniejszej książki pod tytułem Dzień gniewu. Tytuł jak najbardziej adekwatny do treści, bowiem książka przenosi czytelnika do roku 1808 i dramatycznych wydarzeń, jakie rozegrały się 2 maja na ulicach Madrytu, czyli buntu Hiszpanów przeciwko wojskom napoleońskim. Nie skłamię, jeśli napiszę, że książka nie ma jednego głównego bohatera. Są nimi wszyscy mieszkańcy miasta, którzy w całej beznadziei postanowili pokazać okupantom, że tu jest Hiszpania, kraj ludzi wolnych.

Dzień gniewu to swego rodzaju książka telefoniczna mieszkańców Madrytu. Dzięki doskonale zachowanym relacjom, raportom wojskowym, policyjnym ale również wykazów poległych i rannych, poznajemy ich z imienia i nazwiska, wiemy czym się zajmowali i… gdzie ginęli. Zróżnicowanie społeczne jednodniowego zrywu doskonale pokazuje, że patriotyzm nie zna podziału na klasy. Kunszt pisarski i reporterski zmysł Arturo Pérez-Reverte pozwala nam odczuć atmosferę ulicy. Przez skórę poczujemy jak narasta gniew ludu. W końcu autor zaprowadzi czytelnika za każdą barykadę, na każdy punkt oporu. Nie zawiodą się miłośnicy scen batalistycznych, które mocno oddziaływują na wyobraźnię odbiorców i niejeden z czytelników pomyśli, że ma w rękach nie powieść, a bezpośrednią relację z pola walki.

 

Przemysław Benken, Tajemnica śmierci Jana Rodowicza Anody, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2019,s.  256  (seria „Monografie”, t. 120)

Kiedy chodziłam do podstawówki (były to jeszcze czasy PRL-u) w ramach lektur szkolnych czytaliśmy Kamienie na szaniec. We wstępnie do wydania, które posiadam w domu, Krystyna Heska-Kwaśniewicz napisała:  „Książka ta – tak bardzo popularna, że już dla kilku pokoleń Polaków stanowi lekturę obowiązkową, wynikającą jednak nie z nakazu szkolnego, lecz z czytelniczego wyboru”.

Później, naturalnym biegiem zdarzeń, przyszedł czas na książkę Zośka i Parasol. Pięknie się to czytało. Młodzi ludzie, pełni życia, miłości i poświęcenia dla Ojczyzny, walczą tak jak potrafią najlepiej – mały sabotaż, dywersja, Powstanie Warszawskie. Czy wówczas zastanawialiśmy się, co się stało z tymi wszystkimi młodymi ludźmi „osieroconymi” przez Alka, Rudego i Zośkę. Tymi wszystkimi, którzy przeżyli koszmar wojny i dźwigając na barkach cierpienia swoje i swoich najbliższych wkraczali w nową, powojenną rzeczywistość… NIE. Ale w naszych oczach urastali na gigantów.

Tymczasem lektura książki Przemysława Benkena pokazuje nam, że po „wyzwoleniu” ci młodzi ludzie stali się dla władzy niewygodni. Byli prześladowani za przynależność do Szarych Szeregów, do Armii Krajowej, za udział w Powstaniu Warszawskim. Szczególnie jeden cytat wbija w fotel, ponieważ doskonale obrazuje to co z bohaterami robiła władza ludowa i jak ta „wiedza” nasiąkła w umysły współcześnie mam żyjących: „Zadaniem naszym jest nie tylko zniszczyć was fizycznie ale my musimy zniszczyć was moralnie w oczach społeczeństwa.”

Ileż w tym prawdy, niech świadczą chociażby umazany farbą pomnik Inki i te bezsensowne dyskusje w kolejne rocznice Powstania Warszawskiego. Człowiek, który to powiedział, „badał sprawę” Anody. Był nim Wiktor Herer i zrobił później karierę profesorską, ba… nawet został członkiem „Solidarności”. Takich „poplamionych” znamienitości w naszej powojennej historii mamy wiele…

Sprawa śmierci Anody to wiele znaków zapytania. Autor po kolei przedstawia wszelkie znane wersje możliwych zdarzeń: od morderstwa, umyślnego lub nieumyślnego spowodowania śmierci, skatowania po nieudanej próbie ucieczki, do – lansowanego przez władze komunistyczne – samobójstwa.

Książka, przerażająca w swojej wymowie. I nie chodzi już o sam fakt śmieci Anody – bo to czy popełnił samobójstwo, czy tylko je upozorowano nie zmienia postaci rzeczy, że krew na rękach mają „utrwalacze władzy ludowej” – ale o świadomość, że los jaki spotkał Jana Rodowicza, stał się udziałem tysięcy Polaków.

Agnieszka Sitko – Dział Informacji i Promocji