O wyższości żużla nad piłką nożną lub odwrotnie…

My, Polacy, 10 października 2020 roku – za sprawą Igi Świątek – wszyscy byliśmy tenisistami,  17 grudnia 2020 roku, za sprawą Roberta Lewandowskiego, wszyscy byliśmy piłkarzami, wczoraj, czyli 6 grudnia, za sprawą Kamila Stocha,  wszyscy byliśmy skoczkami narciarskimi. Bo gdy w polskim sporcie dzieją się rzeczy wielkie, wszyscy stajemy się sportowcami: tenisistami, piłkarzami, pływakami, narciarzami, żużlowcami… A na co dzień? Dzielimy się na fanów i sympatyków różnych dyscyplin sportowych, choć w chwilach wielkich polskiego sportu jednoczymy się w zwycięstwie, niezależnie od preferowanych gałęzi sportu.

W lubelskim sporcie również działy się i dzieją rzeczy wielkie. Lublinianie kochają sport – wielodysplinarnie. W dzisiejszym odcinku Domowego Narodowego Czytania Mariusz Olejarczyk, zafascynowany żużlem, stawia pytanie, czy żużel jest sportem niszowym.

Ewa Hadrian – redaktor DNC

Żużel. Sport niszowy?

Powiada się, że kiedy przyjdziesz na swój pierwszy mecz żużlowy, to są tylko dwie opcje: albo się zakochasz, albo będzie to twój ostatni mecz, bo co jest takiego niesamowitego w gapieniu się na czterech facetów jeżdżących na motocyklach w lewo przez cztery okrążenia i tak minimum 15 razy?

Mój romans z „czarnym sportem” rozpoczął się we wczesnych latach 90. ubiegłego wieku i nie ma zamiaru się kończyć. Miałem wtedy niecałe 10 lat, na stadion trzeba było przychodzić kilka godzin wcześniej, żeby znaleźć niezłe miejsca siedzące na betonowych trybunach, bez krzesełek, a i o zawodach po zmroku trzeba było zapomnieć z powodu braku oświetlenia. Ale to nic, jeśli były przede mną rysowały się dwie godziny emocji, wcinania kiełbasek z grilla, wąchania spalonego oleju silnikowego i obrywania kamykami wystrzeliwanymi na wirażu spod opon motocykli.

Żużel to sport dla twardzieli, dla facetów (choć również kobiety lubią się pościgać) „bez układu nerwowego”, bo kto „normalny” jeździ po owalnym torze z prędkością 100 km/h motocyklem bez hamulców? No właśnie.

Stadion przy Alejach Zygmuntowskich 5 w Lublinie – od swojego otwarcia w roku 1948 – po dziś dzień gości najlepszych żużlowców z Polski i świata. Jednym z takich zawodników był Hans Nielsen – duński mistrz, ikona, legenda, „Profesor z Oxfordu”. Jego osobie Maciej Maj poświęcił swój album zatytułowany Hans Nielsen. «Profesor w Lublinie».

30 lat temu, 1 kwietnia 1990 roku, kibice w Lublinie traktowali tę wiadomość jako primaaprilisowy żart. Ale to była prawda, piękna prawda. Do żużlowej drużyny Motoru dołączył mistrz świata – Hans Nielsen. Maciej Maj w swoim albumie zamieszcza fotografie z zawodów, w których z koziołkiem na plastronie wystąpił duński zawodnik, zagląda do parku maszyn, gdzie mistrz przygotowywał swoje motocykle, prezentuje zdjęcia drużynowe i wiele innych interesujących fotografii. Zdjęcia opatrzone są szczegółowymi opisami, przy każdym meczu znajdujemy krótką relację tekstową z jego przebiegu. Ten album to ponad 300 stron żużlowej uczty i kilkaset fotografii dokumentujących trzy sezony startów Hansa Nielsena w lubelskiej drużynie. Materiały zamieszczone w albumie pochodzą z prywatnych zbiorów autora, wykorzystane zostały także fotografie autorstwa m.in. Mieczysława Bielaka, Stanisława Szalaka, Rafała Włoska, a afisze żużlowe pochodzą ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie.

Hans Nielsen podczas swoich występów w Motorze Lublin przejechał 172 wyścigi w 33 meczach, zdobywają 487 punktów.

Zainteresowanym polecam materiał Telewizji Polskiej z 1990 roku zatytułowany „Hans Nielsen w Motorze Lublin. Reportaż o duńskim mistrzu”  „Hans Nielsen w Motorze Lublin. Reportaż o duńskim mistrzu” 

Kolejnym albumem o lubelskim żużlu autorstwa Macieja Maja jest wydawnictwo Żużel w Lublinie: 70 lat. Fotokronika lubelskiego sportu żużlowego 1947-2017.

Album ten jest powrotem do przeszłości, do początków „czarnego sportu” w Lublinie. Jest to sentymentalna, fotograficzna podróż po świecie lubelskiego żużla. Autor zamieścił w nim ponad 1000 zdjęć dokumentujących wzloty i upadki drużyny ze wschodniej Polski. Album pełen jest też programów żużlowych, plakatów, wycinków prasowych i statystyk. Opowiada o ludziach, którzy tworzyli historię żużla w Lublinie i o tym, jak żużel nad Bystrzycą zmieniał się na przestrzeni 70 lat. Ta pięknie wydana publikacja brała udział w Konkursie „Książka Roku 2019” organizowanym przez WBP w Lublinie.

Wszystkim obecnym i – mam nadzieję – przyszłym kibicom żużla polecam zaprezentowane publikacje, które są dostępne w zbiorach naszej Biblioteki.

A teraz przyszedł czas odpowiedzi na pytanie zawarte w tytule powyższego artykułu. Według mnie, jako zagorzałego kibica żużla, ale również patrzącego obiektywnie na rzeczywistość, uważam, że żużla w Polsce nie powinno nazywać się sportem niszowym. Chociażby dlatego, że Tomasz Gollob to jeden z najbardziej utytułowanych żużlowców w historii, zarówno na arenie krajowej, jak i międzynarodowej. To 7-krotny mistrz świata, obecnym, już 2-krotnym mistrzem jest nasz Bartosz Zmarzlik. Pamiętać należy również o tym, że polska liga to najlepsza żużlowa liga świata, a początki lubelskiego speedwaya sięgają 1947 roku. Bilety na mecze Motoru Lublin sprzedają się w pół minuty, a w ostatnich latach (przed epidemią) stadion przy Alejach Zygmuntowskich pękał w szwach, zaś pomysłowość lubelskich kibiców uniosła się na kilkadziesiąt metrów nad ziemię… To chyba wystarczy, by stwierdzić, że żużel niszowym sportem nie jest.

Mariusz Olejarczyk
(Dział Udostępniania)