Kogo nie przerażają książki, które objętościowo przypominają Biblię albo Książkę Kucharską…? Niewielu ludzi zachwyca widok sześciuset stron zadrukowanych drobnym maczkiem. A jednak…
Mylą sie ci, którzy opasłe tomiska niejednej powieści utożsamiają z nudą i monotonią. “Dzika Lawenda” to powieść, która w cudowny sposób potwierdza powyższą tezę. To historia Simone- dziewczyny, która z zagubionego brzydkiego kaczątka urodzonego w odległej Prowansji, przeistacza się w łabędzia- uroczą, zmysłową pierwszą damę francuskiej sceny. Jak wysoką cenę zapłaci jednak za życie w luksusie dowie się Czytelnik jedynie sięgając po tę ksiażke. Jest to również opowieść o niepojętej sile marzeń, o świecie pełnym niesprawiedliwosci, nierówności, intrygi- o naszym świecie…; o życiu, w którym aż roi się od ludzi, którzy dążą do sukcesu i sławy po trupach.
Tło utworu tworzą przebogate opisy najlepszych scen na swiecie, na deskach których przyszło występować głównej bohaterce oraz II wojna światowa, której wybuch sprawia, iż ludzie pokazują swoje prawdziwe oblicza. Ma to miejsce także w przypadku Simone.
Myślisz sobie zapewne: “kolejna historia nieszczęsliwej miłości, zabarwiona tragizmem wojny…” Nic bardziej mylnego!”Dzika Lawenda” niesie w sobie niezwykły ładunek optymizmu i nadziei. Odnajdziesz w niej siebie- zagubionego w wielkim świecie, bojącego się walczyc o własne marzenia, tracącego miłość i….odnajdującego ja na nowo; gubiącego i odkrywajacego swoje człowieczeństwo; padającego pod ciężarem razów wymierzanych Ci przez życie i podnoszącego się z szyderczym usmiechem na ustach, jakby mówiacym: “ech, życie, znów mi się udało!”
To książka, która porusza tak wiele problemów, że nie sposób pisać o niej konkretnie. Każdy jej wątek mógłby zbudować nową powieść. Wspaniała, trzymająca w napięciu do ostatniej strony, wyciskająca łzy i wyciągająca na wierzch najbardziej odrażające strony ludzkiej natury, zmuszająca do refleksji i…działania. Ot, “Dzika Lawenda” Belindy Alexandry, książka, która wpłynęła na moje życie.