W książce Elizabeth Gilbert „Jedz, módl się i kochaj” nie ma przepisów kulinarnych, „zdrowasiek” ani ekscytujących scen łóżkowych. Mimo to chętnie towarzyszymy autorce – bohaterce powieści, która odwrotnie niż większość ludzi, wie czego wżyciu nie chce.
Nie chce kariery zawodowej, małżeństwa, pięknego domu, kochanka, macierzyństwa. Rezygnuje ze wszystkiego, aby przez rok robić to, co sprawia jej przyjemność – chce podróżować, nauczyć się języka włoskiego a przede wszystkim odnaleźć sens życia oraz równowagę między skrajnościami – dobrem i złem, przyjemnością i pobożnością. Kogo z nas byłoby stać na taką decyzję? I nie chodzi tu tylko o aspekt finansowy…

Autorka udowadnia, że jak w piosence Anity Lipnickiej „wszystko się może zdarzyć, gdy serce pełne wiary…” Liz wierzy nie tylko we własne siły, odnajdując Boga znalazła to, czego brakowało nie tylko jej ciału, ale sercu i duszy.

Uważni czytelnicy znajdą w książce zdania, które na długo zostają w pamięci. Aby je odszukać trzeba spokojnie nurkować w jej treść i wyławiać jak małże perłonośne. Łatwo to sobie wyobrazić, bo akcja częściowo umieszczona jest w Indiach i Indonezji, czyli w krajach, gdzie pracują poławiacze pereł.