Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy

Te pamiętne słowa wypowiedziane przez Władysława Gomułkę są pierwszymi, które nasunęły mi się po lekturze książki Jacka Hugo-Badera. Pomimo że Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich upadł już dobrych naście lat temu, zadziwiające jest to, jak wielki spadek pozostawili po sobie zwolennicy idei komunizmu. Nie będę tu prawił truizmów na temat sfery politycznej czy ekonomicznej, bo o tym, jakie piętno odcisnęły długie ręce władzy, każdy z nas wie zapewne z własnego doświadczenia. Mam tutaj na myśli mentalność mieszkańców Związku Radzieckiego, gdzie pomimo upadku kolosa na glinianych nogach pozostały odłożone olbrzymie pokłady utopijnej ideologii Marksa i Lenina.

Autor „Białej gorączki” zabiera czytelnika w podróż przez rubieże obecnej Rosji. Wyrusza starym łazikiem z Moskwy do Władywostoku, po drodze zabierając ze sobą różnych ludzi. Warunkiem dostania podwózki jest opowiedzenie historii swojego życia i zgoda na wykonanie zdjęcia. Bynajmniej nie jest to zwyczajna podróż, bowiem można ją rozpatrywać w dwóch wymiarach: pierwszy w znaczeniu klasycznym i drugi jako podróż przez bezdroża mentalności obecnych mieszkańców Federacji Rosyjskiej. Autor zagląda w najciemniejsze zakamarki duszy przedstawicieli narodów wchłoniętych przez utopijne wielonarodowe państwo radzieckie oraz wysłuchuje dramatycznych historii ludzi, którzy nie radzą sobie w zastanej postradzieckiej rzeczywistości. Nie jest to łatwe w odbiorze pisarstwo, bowiem autor stylem pisania garściami czerpie z literackiego prądu naturalizmu. Na pewno nie każdemu przypadnie do gustu taki sposób narracji, jednak ma to jedną zasadniczą zaletę – czytelnik ma wrażenie jakby siedział w łaziku Hugo-Badera i razem z nim przysłuchiwał się wynurzeniom jego nierzadko egzotycznych rozmówców.

Bohaterami książki są ludzie z najniższych i najuboższych warstw społecznych, są to między innymi: syberyjski lud Ewenków, nosiciele wirusa HIV, narkomani, prostytutki, imigranci oraz górnicy. Wszyscy mają ze sobą jeden wspólny mianownik, ich życie jest swego rodzaju katorgą. Wielu z bohaterów ich własna ponura i przytłaczająca egzystencja popchnęła w objęcia wszędobylskiego alkoholizmu. Niepozornym, lecz doskonałym zabiegiem jest umieszczenie na końcu każdego rozdziału fragmentu „Reportażu z XXI wieku”, czyli radzieckiej wizji przyszłości z 1957 r. Takie zestawienie wydatnie podkreśla jak wielkim fiaskiem była idea „homo sovieticus” oraz projekt zastąpienia wielonarodowej mozaiki kultur jednorodnym państwem radzieckim.

Oprócz zasadniczej treści znajdziemy w „Białej gorączce” garść ciekawostek przyprawionych ledwie wyczuwalną dozą humoru. Dowiemy się między innymi, jaki jest w Rosji najpopularniejszy zawód, co jest przysmakiem i jednocześnie podstawowym źródłem białka dla kierowców na trasie, ilu policjantów przypada na jednego mieszkańca, jaki jest najszybszy i najpopularniejszy sposób na zdobycie szybkiej gotówki, ilu średnio partnerów seksualnych ma przeciętny obywatel, czym jest tytułowa biała gorączka oraz wiele innych nie mniej interesujących anegdotek. Urozmaica to lekturę czyniąc ją bardziej lekką i przystępną. W moim przekonaniu, powinno być więcej takich przerywników rozmieszczonych w regularnych odstępach. Byłby to doskonały lek na największą bolączkę tej pozycji, a mianowicie dłużyzny w postaci naturalistycznych opisów, które stają się momentami mocno ciężkostrawne, żeby nie powiedzieć nie do przebrnięcia dla wrażliwszych czytelników.

W dobie społeczeństwa informacyjnego, kiedy zalewają nas wiadomości kreowane przez prozachodnie media, książka Hugo-Badera jest prawdziwą perełką albowiem wnosi różnorodność, pewną odmianę i nowe spojrzenie na kwestie nałogów. Prezentowany w amerykańskiej popkulturze nałóg alkoholowy czy też narkotykowy jest dodatkiem do zabawy oraz metodą wyrażenia swojego luźnego podejścia do życia. Szkodliwość nałogu jest wtórna wobec pierwotnych korzyści, jakie wydaje się nieść uzależnionemu. Natomiast nałóg w wersji rosyjskiej opisywanej przez Jacka Hugo-Badera, jest to panaceum na przetrwanie w ponurej i szarej rzeczywistości. Duży nacisk położony jest na szkodliwy, destrukcyjny oraz otępiający wpływ narkotyków i alkoholu na świadomość człowieka. Otępienie jest tutaj stanem szkodliwym, ale jednocześnie zarówno docelowym stanem pożądanym, ponieważ pomaga partycypować w otaczającej rzeczywistości. Co więcej, pozyskiwanie środków odurzających z najprostszych produktów i przetwarzanie ich w prymitywny chałupniczy sposób zawiera w sobie element desperacji, przykrą konieczność wybierania mniejszego zła.

Zupełnie odrębną i nieoczekiwanie nad wyraz kłopotliwą kwestią jest sklasyfikowanie „Białej gorączki” do określonego gatunku literackiego. Patrząc na samą formę, na pierwszy rzut oka należy uznać książkę jako literaturę podróżniczą i reportaż, jednak w przypadku tego drugiego pojawiają się pewne wątpliwości. Jeśli książka aspiruje do miana reportażu, moim zdaniem na jej kartach brakuje wyważenia i sprawiedliwości w osądzie, bowiem przedstawiony obraz postradzieckiej rzeczywistości jest nazbyt jednostronny. Stereotypowe ukazanie realiów buduje w czytelniku postawę uprzedzenia. Odrobina optymizmu, być może tylko w mojej daleko idącej nadinterpretacji, przejawia się jedynie między wierszami, kiedy można dostrzec u bohaterów radość z małych rzeczy, zjawisko zanikające w czasach kultu konsumpcji.

Wobec powyższego, nasuwa się oczywiste pytanie: czy rzeczywiście na postradzieckich terenach dzieje się aż tak źle? Skoro nie wszyscy podróżnicy podzielają tę opinię, nieraz wykazując przy tym opozycyjne stanowisko. Czy tak niepochlebna ocena może wynikać z pewnego uprzedzenia? Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyż z racji trudnej relacji między krajami na przestrzeni wieków, rusofobia jest cechą wspólną wielu pokoleniom Polaków. Domniemana rusofobia jest jednak mocno wątpliwa, bowiem próżno szukać w życiorysie czy też poglądach autora choćby poszlaki popierającej te podejrzenie. Najczęściej zdradza ją nagminne używanie, nawet przez uznanych naukowców, pejoratywnego w języku polskim przymiotnika „sowiecki”. Tutaj nie ma to jednak zastosowania, ponieważ przez całą książkę konsekwentnie przewija się poprawny w polszczyźnie przymiotnik „radziecki”. Żeby spróbować rozstrzygnąć rzeczoną kwestię, należałoby zapewne zwrócić się z zapytaniem do samego, pana Jacka Hugo-Badera.

Na sam koniec chciałbym poczynić małe rozróżnienie. Chociaż Hugo-Bader otrzymał za „Białą gorączkę” Bursztynowego Motyla, nagrodę corocznie przyznawaną za najlepszą książkę o tematyce podróżniczej i krajoznawczej, będę się upierał przy tym, że nie jest to standardowa literatura podróżnicza w takim wydaniu, do jakiego przywykli ostatnimi czasy czytelnicy. Konsekwencją posługiwania się formą reportażu jest brak typowej dla tego gatunku próby ujęcia poznawanej kultury w ramy socjologiczne. Zamiast tego, otrzymujemy zbiór luźno połączonych ze sobą historii poszczególnych jednostek. Dyskretna, lecz istotna różnica, dlatego celem uniknięcia nieporozumień lojalnie informuję potencjalnego czytelnika.

Reasumując, pomimo kilku, być może dla części osób znacznych niedomagań, książka, bez dwóch, jest godna polecania i warta uwagi potencjalnego czytelnika.