Normal 0 21 false false false MicrosoftInternetExplorer4

Niektóre książki sprawiają, że człowiek zaczyna postrzegać świat z zupełnie innej perspektywy. Z pozoru ważne problemy przestają mieć znaczenie. Uświadamia sobie również, iż obok niego żyją ludzie, którzy pozostawieni sami sobie skazani są na prawdopodobne przegranie życia. Do takich książek należy powieść „My, dzieci z dworca ZOO – szokująca relacja piętnastoletniej narkomanki z Berlina Zachodniego”.

Christiane F., nieszczęśliwa 12-latka przytłoczona problemami życia rodzinnego, poczuciem bezsensu życia szuka akceptacji wśród nowych znajomych, którzy szybko wprowadzają ją w dorosłe życie. Bohaterka rozpoczyna swoją przygodę z narkotykami. Wrażenie panowania nad początkiem uzależnienia sprawia, że dziewczyna decyduje się na kolejne silniejsze narkotyki, kończąc na heroinie. Uzależnienie psychiczne i fizyczne sprawia, iż Christiane zmuszona jest do szukania nowych źródeł finansowania swojego nałogu. Gdy wszystko inne zawodzi decyduje się na prostytucję.

Kiedy uświadamia sobie kim tak naprawdę się stała pragnie zerwać z nałogiem. Mimo wielu prób oczyszczenia się na odwyku, żadna nie kończy się sukcesem. Głód okazuje się być silniejszy. Wielokrotnie zawodzi swoją mamę, lekarzy, ale przede wszystkim siebie. Jej życie to pasmo wzlotów i upadków, wiary na możliwość życia bez narkotyków i kolejnych dawek heroiny. Czy ostatecznie okaże się na tyle silna by zerwać z nałogiem? Czy spotka ludzi, którzy jej w tym pomogą?

Książka „My dzieci z dworca ZOO” dała mi wiele do myślenia. Wywołała również wiele sprzecznych uczuć względem bohaterki. Jej decyzje były dla mnie niezrozumiałe, wzbudzały współczucie, ale z drugiej strony nadzieję, że Christiane ostatecznie wygra walkę z własnymi słabościami. Dzięki lekturze utwierdziłam się w przekonaniu, że nie można być obojętnym na problemy innych i że zawsze należy pomagać, jeśli tylko jest to możliwe.

/* Style Definitions */ table.MsoNormalTable { mso-style-parent:””; font-size:10.0pt;”Times New Roman”;}