Niedawno przeczytałam książkę „Igrzyska Śmierci” autorstwa Suzanne Collins. Początkowo chciałam jedynie sprawdzić, czy ta książka zasługuje na uwagę, jednak gdy dosłownie „połknęłam” pierwszy rozdział wiedziałam, że zostanie ona na długo w mojej pamięci.

            Na ruinach Stanów Zjednoczonych rozciąga się państwo Panem, które składa się z imponującego Kapitolu – stolicy Panem – oraz z 12 dystryktów. Co roku odbywają się tam Głodowe Igrzyska, które organizuje Kapitol, aby przypomnieć wszystkim mieszkańcom o Mrocznych Dniach, czyli powstaniu dystryktów przeciw Kapitolowi. Dwanaście dystryktów uległo, trzynasty został zmieciony z powierzchni Ziemi.

            Każdy dystrykt wyznacza jedną dziewczynę i jednego chłopaka i w ten sposób co roku w Głodowych Igrzyskach bierze udział dwudziestu czterech tzw. trybutów. Wytypowani muszą się zmierzyć na specjalnej arenie, na której może być wszystko: lodowce, morze, lasy i coś, czego nie podejrzewa żaden z uczestników. Tygodniami trybuci walczą o przetrwanie. Jest to walka na śmierć i życie, jednak może być tylko jeden zwycięzca. Zostaje nim ostatni uczestnik, który zachowa życie. Nagrodą jest zamieszkanie w Wiosce Zwycięzców i dostatek żywności oraz potrzebnych produktów dla siebie i rodziny na całe życie.

             W dwunastym dystykcie, jednym z najbiedniejszych, mieszka Katniss Everdeen wraz z matką i siostrą Prim. Kiedy jej ojciec zginął w wybuchu kopalni, gdzie pracował, dziewczyna przejęła rolę głowy rodziny. Musiała polować w lesie na zwierzynę, co było zabronione, aby wyżywić siebie, matkę oraz siostrę. Rodzina Everdeen żyła spokojnie (o ile jest to możliwe w dwunastym dystrykcie) do czasu rozpoczęcia kolejnych Głodowych Igrzysk.

            Jak co roku mieszkańcy zgromadzili się na placu, aby dowiedzieć się, kto zostanie trybutem. Katniss nie miała zmartwień, bo wiedziała, że Prim bierze udział w losowaniu dopiero pierwszy rok, więc szanse na wybranie właśnie jej są bardzo nikłe. Martwiła się wyłącznie o siostrę, nie o siebie. W końcu przyszedł oczekiwany moment. Za chwilę dwoje ludzi miało stanąć oko w oko ze śmiercią, która niebawem prawdopodobnie nadejdzie. Wielkie było zdziwienie, kiedy ogłoszono, że podczas siedemdziesiątych czwartych Igrzysk Głodowych jednym z trybutów w dwunastym dystrykcie zostanie Prim Everdeen.

            Katniss z miłości do siostry zgłosiła się na ochotnika. To uczucie było silniejsze niż strach. Drugim trybutem został natomiast Peeta Melark, który dawno temu pomógł Katniss dając jej do jedzenia przypalone bochenki chleba. A w tej chwili dziewczyna ma zmierzyć się z nim na arenie.

            Przez następne dni Katniss i Peeta przygotowywali się do starcia na arenie. Ćwiczyli jak rozpalać ognisko, strzelać z łuku itp. Niedługo przed rozpoczęciem Igrzysk Kapitol zorganizował prezentacje trybutów. Katniss olśniła wszystkich, jednak Peeta zrobił coś czego nikt się nie spodziewał – wyznał wszystkim swą miłość do Katniss. Po prezentacji, dla ocalenia siebie, obydwoje zgodzili się udawać to uczucie. I tak dwójka zakochanych rozpoczęła walkę o życie.

            Następnego dnia wszyscy trybuci z dwunastu dystyktów stanęli na arenie. Walka zaczęła się przy Rogu Obfitości, na którym leżały rzeczy niezbędne do przeżycia. Katniss czym prędzej zabrała plecak i uciekła do lasu. Po paru dniach odnaleźli ją zawodowcy – trybuci z drugiego, trzeciego i czwartego dystryktu, specjalnie szkoleni przed igrzyskami, w których udział był dla nich największym prestiżem. Zawodowcy próbują dotrzeć do dziewczyny i zabić ją. Ona wśród zawodowców dostrzegła Peetę.

            Katniss otrzymała pomoc od trybutki z jedenastego dystryktu – Rue, z którą wkrótce potem się zaprzyjaźniła. Dziewczynka nauczyła Katniss piosenki, którą w jej dystrykcie gwiżdżą po zakończeniu pracy, a powtarzają ją niesamowicie inteligentne ptaki – kosogłosy, które w dalszych częściach „Igrzysk” stają się symbolem nadchodzącej rewolucji. Katniss udało się zniszczyć zapasy zawodowców, co zaplanowały z Rue, a kiedy odeszła od obozu zagwizdała piosenkę, której ta ją nauczyła. Nikt jednak nie odpowiedział znaną jej melodią.

         Katniss usłyszała cichy głosik małej Rue. Krzyczała jej mię, przyjaciółka jednak nie zdążyła jej uratować – ranna miała brzuch przebity włócznią. Katniss chciała, aby trybutka z Jedenastki pięknie pożegnała się z życiem. Zaśpiewała jej kołysankę, a wokół jej ciała ułożyła kwiaty i tak czekała przy niej do momentu zabrania ciała.

         Niedługo po tym Katniss odnalazła Peetę. Chłopak skrywał się, więc dziewczyna z trudem go zauważyła. Przystąpił do zawodowców aby ją ratować, jednak z biegiem czasu odszedł od nich, ale jeden z nich zdążył poważnie zranić go w nogę mieczem. Katniss odnalazła miejsce w jaskini, tak aby nikt ich nie zauważył i zaprowadziła tam Peetę, gdzie opiekowała się nim. Młodzi trybuci zaczęli demonstrować swoją miłość. Aż któregoś wieczoru organizatorzy ogłosili zmianę zasad: para trybutów z tego samego dystryktu może wygrać. W Katniss i Peecie odżyły nadzieje. Ale czy przypadkiem nie złudne? Kto wygra siedemdziesiąte czwarte Igrzyska Głodowe? Czy kochankowie z dwunastego dystryktu przeżyją? Na te i inne pytania można sobie odpowiedzieć czytając „Igrzyska Śmierci”.

         Nie przepuszczałam, że ta książka wywrze na mnie tak ogromne wrażenie. Z każdym dniem powieść coraz bardziej mnie wciągała. Gdy na moment odrywałam się od losów bohaterów, myślałam tylko o tym, co będzie się działo dalej. Przez długi czas szukałam właśnie takiej książki. Książki, która wciągnie mnie do swojego świata, która będzie odgrywać jakąś rolę w moim życiu, która coś w nim zmieni i uświadomi mi jakąś ważną prawdę, istotną rzecz. Dzięki niej spojrzałam inaczej na świat. Mam przyjemność czytać takie książki niezbyt często i kiedy to się zdarza jestem bardzo szczęśliwa. Świat, który ukazała Suzanne Collins w swojej powieści, był dla mnie czymś nowym i zapewne był to jeden z powodów, dla których książka wydała mi się tak wspaniała. Kolejnym powodem jest to, że książka, mimo fantastycznej tematyki, zawiera odnośniki do świata rzeczywistego i idealnie odzwierciedla zasady i porządek, jakie w nim panują. Uważam, że każdy człowiek uważający się za wielbiciela literatury powinien przeczytać „Igrzyska Śmierci”.