Domowe Narodowe Czytanie – odcinek 58

W książce Twórcza zdrada. Filmowe adaptacje literatury Alicja Helman napisała: „W refleksji nad kinem problemy filmowej adaptacji literatury należą do odwiecznych. Wielu badaczy budowało modele relacji literacko-filmowych, wielu krytyków opisywało «niebezpieczne» związki literatury i filmu. Literatura towarzyszyła przecież kinu od chwili jego narodzin dostarczając tematów, wątków, bohaterów, wzorców opowiadania, podsuwając analogie w postaci stosowanych przez siebie środków, które filmowcy starali się naśladować dostępnymi sobie metodami”.

Na brak filmowych adaptacji dzieł literackich nie możemy narzekać. Nie tylko najsłynniejsze dzieła polskiej i światowej literatury doczekały się ekranizacji (wiele z nich było nader udanych), ekranizuje się również literaturę popularną i to hurtowych ilościach. Zagadnienie adaptacji dzieła filmowego weszło również do szkolnych zadań, coraz częściej mówiąc o konkretnej książce na lekcjach porównuje się ją do filmu, do jej zekranizowanej wersji.

Film różni się od książki, tego nikt nie kwestionuje. Warto te różnice dostrzec, wyszczególnić i uporządkować, bowiem wskazuję one na niezwykle interesujące możliwości interpretacyjne. Literatura przemawia do nas słowem, a film obrazami. Literatura pozwala na skojarzenia, na tworzenia własnych wizji, film jest już gotowym obrazem. To najprostsze porównanie pomiędzy materiałem literackim a językiem kina. Ale to dopiero początek różnic, które dzielą sztukę słowa i sztukę obrazu.

Subiektywnym okiem spojrzał na ekranizacje książek Mariusz Olejarczyk. To tekst dla tych, którzy kochają i literaturę i kino.

Ewa Hadrian – redaktor DNC

 

O ekranizacjach – subiektywnie

Tytuły książek, które doczekały się swoich filmowych adaptacji, można wymieniać długo. Adaptacje są lepsze i gorsze – jedni twórcy stanęli na wysokości zadania, inni natomiast nie porwali ani czytelników ani widzów swoją koncepcją „przeniesienia” książki na szklany ekran.

Czy kolejność ma znaczenie? Według mnie – zdecydowanie tak – najpierw książka potem film. Oczywiście nie wywyższam tu słowa pisanego nad dziesiątą muzę, bo te dwie formy prezentacji pomysłu autora są od siebie różne i potrafią wciągnąć od pierwszej strony czy minuty. Powód jest inny. Czytając pobudzamy do pracy potężną moc naszego umysłu – wyobraźnię. Mając przed oczami książkę –  stajemy się reżyserami. W głowie tworzymy scenografię, otoczenie, miejsca akcji. Opisywanych przez autora bohaterów rysujemy sami, zakładamy na ich nosy takie, a nie inne okulary, czeszemy, ubieramy, sadzamy ich w „naszych” restauracjach i dajemy prowadzić „nasze” samochody. Oczywiście autorzy często opisują miejsca czy bohaterów szczegółowo, ale nie sądzę, żeby nawet bardzo drobiazgowy opis stworzył takie same wyobrażenie postaci w głowie każdego czytelnika.

Skoro już przeczytaliśmy książkę, mamy w głowie jakieś wyobrażenie, to nadszedł czas na obejrzenie filmu. Reżyser, tak jak i my, ma swoją własną wizję, swoją wyobraźnię, własne  restauracje, samochody i fryzury bohaterów. Scenarzysta natomiast musi postarać się o to, żeby stworzyć scenariusz jak najbliższy fabule książki, nie zgubić ważnych wątków i szczegółów. Przed filmowcami stoi więc bardzo trudne zadanie zaspokojenia naszych oczekiwań.

Przytoczę dwie książki, których ekranizacje mnie nie zawiodły i wracam do nich dość często. Pierwszą z nich jest Milczenie owiec Thomasa Harrisa.

Thomas Harris, Milczenie owiec,  przeł. Andrzej Szulc, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2019, s. 350, [1] [wiele innych wydań]

Milczenie owiec to druga część serii, której głównym bohaterem jest brutalny, wielokrotny morderca Hannibal Lecter, z zawodu psychiatra. Jest więziony w szpitalu dla umysłowo chorych. Clarice Starling, stażystka Sekcji Behawioralnej FBI, bierze udział w śledztwie mającym na celu schwytanie mordercy zwanego Buffalo Bill, który porywa młode kobiety i obdziera je ze skóry. Jedną z osób, która może pomóc w znalezieniu Billa jest właśnie Lecter. I to właśnie Clarice  ma za zadanie odwiedzić go w szpitalu i poprosić o pomoc. Podczas spotkań Lecter manipuluje agentką, wciąga ją w psychologiczną grę i poddaje swojej własnej psychoanalizie.

Reżyserem filmowej adaptacji powieści, powstałej w 1991 roku, jest Jonathan Demme. Film zdobył 5 Oscarów – za reżyserię, scenariusz, dla najlepszego filmu, za najlepszą pierwszoplanową rolę męską i żeńską. Na uwagę zasługują właśnie fantastyczne kreacje aktorskie Anthonego Hopkinsa i Jodie Foster. Film jest mroczny i trzymający w napięciu. Jednym słowem – tak jak książka – świetny.

Kolejną znaną i godną uwagi zekranizowaną książką jest Zielona mila Stephena Kinga.

Okładka książki

Stephen King, Zielona mila, z angielskiego przełożył Andrzej Szulc, wyd. 28 (kieszonkowe – 18), Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2014, s. 413, [2] [wiele innych wydań]

Tytułowa „zielona mila” to długi korytarz wyłożony zielonym linoleum, którym główny bohater, Paul Edgecombe, odprowadzał skazanych na krzesło elektryczne. Paul jest emerytowanym strażnikiem bloku E więzienia Cold Mountain. Opowiada historię Johna Coffey’a, potężnego, czarnoskórego więźnia skazanego za zabójstwo dwóch białych dziewczynek. Coffey okazuje się człowiekiem bardzo wrażliwym i empatycznym, co nie idzie w parze z jego wyglądem. Jest on też obdarzony uzdrowicielską mocą, którą wykorzystuje, aby pomóc między innymi Paulowi. Czy taki człowiek mógł zabić dzieci?

Film pod tym samym tytułem powstał w 1999 roku. W rolę Paula Edgecombe’a wcielił się jeden z najlepszych hollywoodzkich aktorów – Tom Hanks. Film nominowany był do Oscarów w czterech kategoriach, ale nie zdobył żadnej statuetki. Mimo to jest warty obejrzenia i według mnie jest jedną z najlepszych adaptacji filmowych książkowych historii.

Moja krótka wypowiedź jest bardzo subiektywna, wolno się z moimi ocenami książek i filmów zgodzić lub je zanegować.  Ja życzę miłej lektury i seansów, pozostawiając Czytelnikom możność oddania głosu „za” lub”nie”.

Mariusz Olejarczyk
(Dział Udostępniania WBP)