MGŁA

Osiem fotografii  –  mgła nad doliną rzeki Bystrzycy we wsi Dębina,
tylko dwadzieścia kilometrów od Lublina

Jacek J. Wałdowski

 

MGŁA PYTAŃ

Świt to pora mgieł. Zwłaszcza latem i wczesną jesienią. Im bliżej zimy, tym trwalszych – bo utrzymujących się niekiedy przez kilka dni – i sięgających wysoko ponad powierzchnię ziemi.

Jeśli poprzedni dzień był w miarę bezchmurny (do tego też bezwietrzny), fotograf ma wszelkie szanse, by wstając odpowiednio wcześnie i znając teren – natrafić na chwilę kondensacji mglistego obłoku.

Są miasta, położone nad rzekami czy w terenie bagiennym, gdzie mgła stanowi o ich klimacie
i uroku dla twórców czy turystów. Ale tam mikroskopijne drobiny wody zderzają się z tym, co stworzyła ludzka kultura materialna. Rozmazują domy, bruki, otulają mosty…

Całkiem inaczej spogląda się na mgłę, okrywającą pejzaż – doskonale lub w znacznej części – bezludny. Miękkie, rozmyte przestrzenie utrwalał w latach 30. XX w. Edward Hartwig. Okolice Lublina, które fotografował, po II wojnie porosły blokowiskami. Ale też przyroda odsunęła się tylko od Koziego Grodu na nieco większy dystans, nie dając się jeszcze stłamsić ekspansji urbanistycznej bezmyślności.

Bystrzycę, tę samą rzekę, co 80 lat temu dostarczała tematów i ujęć Hartwigowi, próbuje dzisiaj „oswoić” poprzez obiektyw kolejny zbratany z nią artysta. Czyni to o kilkanaście kilometrów dalej w górę jej biegu, podobnie jednak zmaga się z nadrzeczną mgłą, zawsze tajemniczą i ulotną.

Wrześniowa mgła na styku żywiołów – wody, ziemi i nieba (gdzie akurat samoloty rysują pierwsze tego dnia chemtrailsy) – każe zastanowić się nad względnością pojęcia realności. Bez względu na intencje, fotograf robiąc zdjęcie zatrzymuje czas. Potrafi, jak żadne inne medium (film to tylko szybkie przesuwanie pojedynczych klatek zdjęciowych) uchwycić wycinek świata także wówczas, gdy pozostaje on na pograniczu snu i jawy, w stanie niezdecydowania czy też zawieszenia. „Mgły” Jacka Wałdowskiego rejestrują moment, kiedy to – jak u Leśmiana – nad wczesno-jesiennymi łąkami usiłuje się „wykluć” nowa rzeczywistość i nie wiemy jeszcze, czy tym razem jej się to nie uda. Przesłaniając jakiś fragment krajobrazu mgła czyni go tajemnicą, a przecież nieznanym jest także ona sama… Czy rzeka we mgle to ta sama Bystrzyca, która w południe odbija słoneczne promienie a nocą światła dalekich gwiazd? Kto wie, czy osadzeni w przyrodzie Indianie Hopi nie mają racji, używając różnych określeń dla setek jej „przebrań” czy wcieleń. A przecież język na równi opisuje świat i go tworzy…

Zastanówmy się, czy przypadkiem podobnej roli nie pełni język każdej ze sztuk, w tym od 150 lat – fotografii… Na pewno wywołuje on w odbiorcy emocje i na ich poziomie należy się teraz zatrzymać.
W końcu opowiadanie mgły to już dziedzina bajkopisania.

Lech L. Przychodzki