To opowieść o życiu młodej dziewczyny Weroniki, która podejmuje decyzję, że chce umrzeć. Tak na dobrą sprawę trudno znaleźć powód, który ją skłonił do tej decyzji. Może to samotność, znudzenie, a może jeszcze coś innego. Ma właściwie wszystko, czego zapragnie- urodę, powodzenie a jednak czuje pustkę. Bez tragizmu i patosu kiełkuje w niej myśl o samobójczej śmierci. Połykając tabletki jedna po drugiej powoli żegna się z widokiem z okna. Wreszcie bezboleśnie i spokojnie zasypia. Tutaj można wykrzyknąć:, co za historia- dopiero się zaczęła a już się kończy. Czytelnik jednak szybko zaczyna rozumieć, że tak naprawdę to dopiero początek. Nieoczekiwanie, bowiem bohaterka budzi się w szpitalu psychiatrycznym. Tam dowiadujemy się, że zostało jej kilka dni życia. Czas mija niepostrzeżenie i owocuje bogactwem doznań. Weronika poznaje nowych ludzi, często owładniętych obłędem, żyjących w zagadkowych rzeczywistościach. W tym „szaleństwie” odkrywa nowe życie. Zaczyna czuć smak własnego „jestestwa” wszystkimi zmysłami. W tym niecodziennym miejscu może: nocą grać na pianinie, przechadzać się chłodnymi korytarzami i co najważniejsze może zakochać się w schizofreniku, co w „normalnym” świecie byłoby absurdem, a już na pewno czymś dziwacznym i niestosownym. Z każdym dniem dziewczyna uczy się czegoś nowego od ludzi żyjących w „domu wariatów”, lecz to właśnie tutaj dostrzega najcenniejszy dar- własne życie. Przypłynęło do niej marzenie o wolności, widoku nieba i ramionach ukochanego, gdy trzeba będzie odejść. Czy tak się stało? Czy ktoś przygotował dla niej nieco inny scenariusz?
Według mnie ta książka zasługuje na szczególną uwagę. W cudowny sposób pokazuje, jak jesteśmy różni, jak wielobarwne jest szczęście. Pomaga nam zrozumieć, że to my-niby normalni ludzie nierzadko kogoś udajemy, aby przypodobać się innym. Najpierw w szkole, aby mieć, z kim pogadać na przerwie, później by dostać jak najlepszą pracę, aż wreszcie tylko po to, żeby sąsiadki źle nie mówiły. Wybieramy najczęściej zasadę „w moim wieku już tak nie wypada”. Codziennie mijamy na ulicy ludzi goniących za czymś, czego nie mogą dognać, wspinających się na szczyty wyłącznie dla pieniędzy, które przecież i tak nie dają szczęścia. Prędzej czy później i do ich życia zapuka zniechęcenie. Poranne wstawanie, późne powroty do domu, strach przed zaśnięciem, bo przecież rano dźwięk budzika zapowie kolejny taki sam dzień. Trochę to wygląda jak życie maszyny. Z drugiej strony ludzie chorzy tak zwani wariaci, mają odwagę, żeby być sobą bez względu na konsekwencje. Trzeba się zastanowić, kto jest bardziej prawdziwy. Świat ma jednak niezliczoną ilość odcieni i barw, które czekają na poznanie. Smakujmy małe chwile codzienności, realizujmy marzenia i odkryjmy swoje ja. Czasem receptą może być dawanie szczęścia innym. Przecież nie ma piękniejszego uczucia jak świadomość tego, że sprawiliśmy komuś radość. Książka uczy także, że nie warto podejmować pochopnych decyzji pod wpływem impulsu. Nie każdy z nas może mieć tyle szczęścia, co nasza bohaterka. Myślę, że życie jest zbyt cenne, aby rezygnować z niego nawet, kiedy tracimy wszystko. Historia Weroniki może być również przestrogą dla wszystkich egoistów, którzy stawiają własne dobro ponad wszystko, a kiedy tylko wydarzy się coś złego przestają widzieć sens swojego istnienia. Może właśnie wtedy jest ten moment, aby otworzyć się na świat i czerpać z niego jak najwięcej radości, nawet, jeśli ktoś uzna cię za wariata. Dla mnie osobiście od czasu przeczytania tej książki to właśnie określenie przestało mieć negatywny wydźwięk. Ci ludzi po prostu żyją. Szukajmy, więc swojego szczęścia.
Powieść skłania nas do refleksji nad samym sobą, a jej szybka akcja i nieoczekiwane zdarzenia czynią ją wyjątkową. Nie jest to jednakże typowa książka dla młodzieży. Nie oszukujmy się jednak młodzież czyta takie książki. Już sam tytuł zaciekawia „…postanawia umrzeć”- i jak tu nie zerknąć, dlaczego chciała umrzeć i czy jej się to udało.
Książka jest warta przeczytania i mogłabym polecić ją każdemu. Autor nie stara się zmienić na siłę hierarchii naszych wartości, nie mówi jak odróżnić dobro od zła, nie prawi banalnych morałów, ale przekazuje coś ważniejszego. Uczy szanować własne życie, bo jego wartość możemy odkryć dopiero wtedy, gdy już nie będzie odwrotu. Jak już zanurzymy się w lekturze to zaczynamy czuć coraz bardziej wyrazisty smak życia. Chociażby dla tego doznania warto ją przeczytać. Bierzcie, więc kurs na najbliższą bibliotekę lub księgarnię. Potem maluje się obraz- jesienny wieczór, filiżanka mocnej herbaty, wygony fotel, blask ognia od kominka i szelest przewracanych kartek- nic tylko żyć. Miłego czytania i koniecznie rozmyślania. Hej!