Książka „Czarny Młyn” Marcina Szczygielskiego otrzymała Grand Prix i zajęła I miejsce w kategorii książek dla dzieci i młodzieży w wieku 10-14 lat w II Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren organizowanym przez Fundację ABCXXI- cała Polska czyta dzieciom. Przeczytałam ją, bo stała się ona przedmiotem dyskusji podczas spotkania naszego klubu, ale ku mojemu zaskoczeniu okazało się,że to niezła opowieść zabarwiona nutą horroru.
Fabuła książki rozgrywa się w opuszczonej wiosce MŁYNY.Jest to upiorne miejsce, które straszy pustką i jakąś mroczną tajemnicą. Miejsce, gdzie nic nie rośnie, ludzie opuszczają domostwa, a zwęglone ruinyspółdzielni iCzarny Młyn niczym senne mary budzą lęk w śmiałkach, którzy chcieliby się do niego zbliżyć. Zieje tu pustką, która obejmuje swoimi mackami wszystko dookoła. Jednak w tym wydawaćby się mogło zapomnianym przez Boga i ludzi zakątku świata mieszka sześcioro dzieci. Trudno to sobie wyobrazić współczesnemu nastolatkowi, ale bohaterowie nie mają dostępu do komputera czy telewizora, więc wolny czas spędzają na wspólnej zabawie, bądź czytaniu książek, które wypożyczają w szkolnej bibliotece.Autor wyraziście maluje przed czytelnikiem portrety głównego bohatera Iwa oraz Piotrka, Natalki, Karola, Justyny, Pawła i Meli. Każda postać jest inna i dość zajmująca, ale szczególną uwagę odbiorcy przyciąga dziewczynka, która jest karłem. Mela jest osobą niepełnosprawną, lecz obdarzoną nadzwyczajnymi darami. Nie mówi wiele, lecz gdy coś powie jej słowa mają wielkie znaczenie, które może zmienić losy świata. Dzieciaki, mają wakacje, że nie mają dostępu właściwie do żadnej współczesnej cywilizacji to zaczynają wymyślać różne zabawy. Cała grupka trzyma się razem i buszuje po okolicy. Dzieci zapuszczają się pod ogrodzenie oddzielające je od młyna, który budzi w nich nieopisany strach. Czują, przez skórę jego złowieszczą moc. Przeczucie naszych bohaterów zaczyna nabierać realności, bo w wiosce niespodziewanie zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Czarny Młyn budzi się ze snu- jego żelazne ramiona zaczynają krążyć. Nikt nie wie jak, nikt nie wie, dlaczego. Życie mieszkańców Młynów ogromnie się zmienia. Z domów same wychodzą urządzenia elektroniczne- suszarki, komputery, odtwarzacze itd. Wir z każdym dniem przybiera na sile. Dorośli jednak wydają się tego nie zauważać, lecz gdy i oni znikają dzieci wkraczają do akcji.Grupa mocna siłą przyjaźni szykuje się do starcia ze złowieszczym wrogiem.Mela jak wyrocznia przekazuje im to, co najważniejsze. Czy uda im się uratować swoich bliskich? Czy uda im się ocalić wieś? Czy pokonają Czarny Młyn? Odpowiedzi na te pytania w powieści.
Ta książka trzyma w napięciu od pierwszych stron po jej zakończenie. Autor po mistrzowsku buduje napięcie i zaskakuje kolejnymi zdarzeniami często mocno fantastycznymi. Marcin Szczygielski pokazuje także jak wielką siłę i odwagę ma dziecięca wyobraźnia Iwa, Meli i pozostałych. Jak wiele dobrego możemy zrobić, my- młodzi ludzie, bez względu na to, gdzie przyszło nam żyć? Podczas czytania niejednokrotnie „gęsia skórka” pojawiała się na moim grzbiecie, a emocje sięgały zenitu. Gdy przewróciłam ostatnią kartkę poczułam spokój i również smutekz powodu Meli.Chociaż także dało znać o sobie poczucie niedosytu. Jakaś cząstka mnie wołała, że ta opowieść nie może się tak skończyć,że autor powinien napisać kolejną część, w której Mela szczęśliwie wraca do domu.
Polecam ją tym,którzy lubią się bać, ale również tym, którzy szukają potwierdzenia, że wartości są fundamentem naszej przyszłości. Poszukajcie jej, więc i oddajcie się lekturze.