Królowa w negliżu

W 1989 roku Francis Fukuyama opublikował esej pod tytułem „Koniec historii?”, gdzie przywołał i zaadaptował do naszych czasów teorie głoszone w dziewiętnastym wieku przez niemieckiego filozofa Hegla. Poglądy Fukuyamy odbiły się szerokim echem, szybko stając się przedmiotem licznych dyskusji i polemik różnych środowisk naukowych. Fukuyama wieszczył, że wraz z upadkiem komunizmu i zwycięstwem najbardziej doskonałego ustroju politycznego – demokracji liberalnej, społeczeństwo osiągnęło kulminacyjny punkt rozwoju, co w konsekwencji oznacza kres idei postępu historycznego, czyli koniec historii.

Ponad dwadzieścia lat po upadku komunizmu, sytuacja społeczeństwa w dalszym ciągu wydaje się być odległa od ideału. W późniejszych pracach Fukuyama jako niebezpieczeństwo wskazał rozwój biotechnologii, jednak jest to zaledwie jedno z wielu zagrożeń współczesnego świata. Próbą odpowiedzi na pytanie: w jakiej kondycji znajduje się społeczeństwo? jest długo wyczekiwana książka Doroty Masłowskiej „Kochanie zabiłam nasze koty”. Akcja powieści toczy się w dużej amerykańskiej metropolii wzorowanej na Nowym Jorku. Osią wydarzeń jest historia znajomości dwóch młodych kobiet. Joanne i Farah są najlepszymi przyjaciółkami, obydwie są singielkami i spędzają razem każdą wolną chwilę. Gdy jedna z nich poznaje i związuje się z mężczyzną, przyjaźń kobiet zostaje wystawiona na najcięższą próbę…

Książka napisana jest żywym i potocznym językiem. Wiele sformułowań zaczerpniętych jest z języka angielskiego w taki sposób, aby jak najwierniej odwzorować język używany przez młodych ludzi. Bardzo korzystny wpływ na wiarygodność przekazu mają również używane z umiarem wulgaryzmy. Znakiem rozpoznawczym książki Doroty Masłowskiej jest błyskotliwy język oraz styl. Krótkie dialogi zakończone zabawną puentą, hiperbolizacja oraz cały arsenał humorystycznych opisów i porównań sprawił, że odbiór książki był lekki i przyjemny, a przez większą część lektury towarzyszył mi uśmiech.

Od strony warsztatowej książkę można uznać za perełkę, niestety jednak warstwa fabularna książki nie wykazuje większego polotu. Ewidentnie brakuje zrywu, zwrotu akcji, dobrego zakończenia lub chociaż elementu zaskoczenia. Do bólu sztampowa fabuła, nie wyróżnia się niczym szczególnym i już na odległość trąci banałem. Zamiast liniowej akcji Masłowska serwuje czytelnikowi rwane epizody, przez co książka traci wiele na dynamice, a w konsekwencji na atrakcyjności, bowiem nie jest stanie zagwarantować głodu następnych stron. Opisy marzeń sennych Joanne, chociaż świetnie oddają ukryte obawy kobiety, występują zdecydowanie za często i niekorzystnie wpływają na rozwój wątków fabularnych. „Kochanie zabiłam nasze koty” z pewnością nie jest lekturą, którą czyta się przysłowiowym jednym tchem. Stanowi to dla mnie duży mankament. Jestem zwolennikiem twórczości pisarskiej refleksyjnej i kontestującej, lecz niestety nie w tym wydaniu. Taką literaturę trzeba po prostu lubić.

Kierując ostrze krytyki przeciwko konsumpcjonizmowi oraz wszelkim przejawom postmodernizmu, powieść „Kochanie zabiłam nasze koty” jest w istocie anty panegirykiem na cześć współczesności. Na pierwszy plan wysuwa się marionetkowość postaci, które są przerysowane i podkoloryzowane na potrzeby gatunku. Książka w dużym stopniu przypomina dramat sceniczny, a jako gatunek literacki najbliżej jej do komediodramatu. Barwne i żywe opisy życia w wielkim mieście, uwzględniając cechy komediodramatu, należy odczytywać jako prześmiewczą reakcję na prawdziwą rzeczywistość. Sprawnie posługując się na przemian cynizmem i ironią, Masłowska w błyskotliwy sposób obala mit szczęśliwego życia w metropolii.

Nakreślony przez autorkę świat wolny od historii, tradycji oraz religii, nie jest światem wolnym od aberracji. Najpełniejszym jego owocem jest generacja młodych ludzi. Są oni reprezentatywnym przykładem wszelakich przywar. Gorączkowe zabieganie o akceptację przez Joanne, wyraża paniczny lęk postmodernistycznego pokolenia przed samotnością. Dla takiego, bezideowego pokolenia najważniejszą wartością jest „mieć”. „Być” wydaje się nie mieć już większego znaczenia. Posiadanie magazynu o jodze jest wystarczającym powodem aby uznawać się za osobę uprawiającą jogę, a spożywanie mięsa w niczym nie przeszkadza aby być pełnoprawnym wegetarianinem. Tutaj jednak nie wystarczy tylko mieć, bowiem trzeba jeszcze wiedzieć co należy posiadać, aby w oczach innych utrzymywać status „trendy”.

Po uchu oberwało się także współczesnej sztuce. Masłowska w prześmiewczym tonie kpi sobie z artystów niezależnych. Uciekający przed mainstreamem artyści, tworzą utwory o wątpliwej wartości artystycznej, które w klasycznym pojmowaniu sztuki nigdy nie zostałaby sklasyfikowane w kategorii działalności artystycznej. Przykładając swoisty papierek lakmusowy do słowa „artysta”, Masłowska wykazuje jak z biegiem czasu sztuka ulega symplifikacji i dewaluacji. Pisarka zawarła w swojej książce więcej trafnych spostrzeżeń, z których najcenniejsze wydało mi się jedno, odnoszące się do dramatu jaki jest wpisany w naturę człowieka. Rzecz dotyczy budowania relacji międzyludzkich w oparciu o akceptację i tolerancję dla innego. Masłowska odkrywa, że przy burzeniu murów uprzedzeń, z tych samych cegiełek w innym miejscu powstają nowe mury, utrzymujące status quo podziału na „my” i „wy”, zmieniając jedynie jego proporcje.

Stylistycznie i językowo książka reprezentuje najwyższy poziom, lecz fatalnie skonstruowana fabuła skutecznie zabija przyjemność z czytania. Uwagi i spostrzeżenia pisarki chociaż trafne, są jedynie literackim ujęciem zbioru poglądów i diagnoz, które doskonale znamy już od dawna. Twórczość Masłowskiej na ogół spotyka się z zachwytami albo z miażdżącą krytyką. Po przeczytaniu „Kochanie zabiłam nasz koty”, bliższy jestem tej drugiej opcji i mam ochotę wykrzyknąć: „królowa jest naga!”. Po głębszym namyśle dochodzę jednak do wniosku, że mój okrzyk powinien brzmieć: „królowa jest w negliżu!”. Mawiają, że trudno jest wejść na szczyt, jeszcze trudniej utrzymać się na nim, a najtrudniej ponownie na niego wejść. Poczekam więc cierpliwie na następną książkę od Doroty Masłowskiej, aby przekonać się czy pisarka dokona tej najtrudniejszej sztuki.