„Shantaram” znaczy „Boży pokój”. To imię nadane autorowi przez hindusów w wiosce, w której przebywał pół roku. Książka, która wciąga od pierwszych stron, barwny świat Indii, ludzie którzy zmieniają życie autora, sytuacje, na które każdy ma inne spojrzenie, guru, który wyjaśnia ważne życiowe dylematy, co jest dobre czy złe. Wiele razy w trakcie czytania zatrzymywałam się i zastanawiałam razem z autorem nad rolą przypadku, przeznaczenia, wolności itp. Czułam ten zapach Bombaju, o którym pisze autor, wyobrażałam sobie tych ludzi, każdego z osobna, widziałam ich tak wyraźnie jakby stali obok, czasem się śmiałam z tych zniekształconych tekstów, czasem podziwiałam za charakter i mądrość życiową.

         Autor po ucieczce ze swojego kraju z więzienia trafia do Bombaju, w którym zostaje przez 10 lat obfitujących w wydarzenia. Odmienia to jego życie. Po wylądowaniu na lotnisku poznaje uśmiechniętego Prabakera, który zostaje jego najlepszym przyjacielem i przewodnikiem po Bombaju. Zamieszkuje w slamsach, brudnych i wstrętnych dla innych, a dla niego czystych i niepowtarzalnych, do których po wielu latach będzie powracał z sentymentem. Uczy się języka Hindi i Marathi, co wzbudza pozytywną reakcję i podziw u wszystkich spotykanych potem ludzi. Pomaga biednym, aby odkupić swoje winy. Staje się lekarzem tej biednej społeczności, uczy się od tych ludzi czym jest bezinteresowna pomoc, gdy przynoszą mu wodę do kąpania, która jest ciężko dostępna, ale nikt się nie przyznaje od kogo i za co, tylko po prostu, aby okazać wdzięczność. Uczy się czym jest sprawiedliwość, że to nie tylko kara dla winowajców, ale także sposób, w jaki staramy się ich ocalić. Poznaje czym jest honor, przebaczenie, wolność.

         Te osiemset stron powieści minęło i chciałoby się jeszcze. Wiem już, że muszę tę książkę nabyć do swojej kolekcji, a gdy będę zerkać na zarys Bombaju na okładce, będę sobie przypominać zawsze uśmiechniętego Prabakera, mądrego Kirbaja i też będę się uśmiechać i dumać o życiu i przebaczeniu, o losie i roli każdego człowieka.

        „Robimy krok, a po nim następny. Podnosimy oczy na grymas i uśmiech świata. Myślimy. Działamy. Czujemy. Dodajemy nasze małe znaczenia do fal dobra i zła, które zalewają świat i cofają się. Ciągniemy nasze krzyże w nadziei, że dotrwamy do następnej nocy. Niesiemy nasze odważne serca w obietnicę nowego dnia. Z miłością: namiętnym poszukiwaniem prawdy innej niż nasza. Z pragnieniem: czystą, niewysłowioną tęsknotą za zbawieniem. Bo dopóki los czeka, żyjemy dalej.”

 

Justyna Hunicz

DKK dla dorosłych

w Modliborzycach,

woj. lubelskie