Jak jedwab…

Biorąc do ręki książkę Alessandro Baricco, czułam podświadomie że spotka mnie coś wyjątkowego. Już od pierwszych stron wiedziałam że mam do czynienia z literacką perełką. Wiedziona instynktem, zagłębiając się w treść, miałam pewność, że książka ta nosi cechy magiczne i wciągnie mnie bez reszty.

Niewiele jest takich utworów, które sprawiają że czytając słowo po słowie, zdanie po zdaniu, czujemy niesamowitą przestrzeń, pojawiającą się gdzieś pomiędzy słowami. Tak też było z Jedwabiem Alessandro Baricco. Urzeczona klimatem niezwykłym, od pierwszych stron wertowałam kartka po kartce, dotykając słów z namaszczeniem, ciesząc się delikatnością i spokojem płynącym z poszczególnych krótkich rozdziałów. Bo wielka to sztuka przy minimalnej ilości słów zawrzeć tyle treści. Króciutka historia, podzielona na zwarte rozdziały, opowiedziana subtelnie i delikatnie jak dotyk miękkiej tkaniny.

Alessandro Baricco w mistrzowski sposób przekazał nam historię z pozoru bardzo banalną, zmuszając każdego czytelnika do subiektywnej interpretacji. Połączenie i współpraca autora z odbiorcą to najpiękniejsze co może się zdarzyć w magicznym świecie książki. Potwierdzeniem tego przywileju niech będą słowa Josepha Conrada: Autor pisze tylko połowę książki; druga połowa należy już do czytelnika.

Głównego bohatera Hervé Joncoura poznajemy u progu jego nowego okresu w życiu, jakim było podjęcie pracy w ośrodku produkcji jedwabiu w miasteczku Lavilledieu we Francji. Hervé staje się odpowiedzialny za pozyskiwanie jedwabników, co wiąże się z licznymi podróżami. Druga połowa XIX wieku i podróżowanie to wielkie wyzwanie dla bohatera, odległości jakie ma do pokonania łączą się z niebezpieczeństwem ale i odizolowaniem od codzienności i życia rodzinnego. Podczas jednej z podróży do Japonii, przy okazji zakupu jajeczek jedwabników Hervé Joncour spotyka kobietę, która na zawsze odmienia jego życie. Poukładana rzeczywistość jaką zostawił we Francji, z ukochaną żoną, nagle jawi się jako zupełnie inna przestrzeń. Miłość ujęta w ramy szacunku, zrozumienia, przywiązania, okazuje się niewystarczająca, jakby czegoś brakowało. Czy możliwe jest istnienie dwóch rodzajów miłości? Miłość bezpieczna, spokojna, namiętna i to uczucie pełne tęsknot zrodzonych z podświadomego wyczekiwania. I pytanie czy miłość wolna jest od pragnień?, czy ogranicza je? Czy są one ukryte w nas i wyzwalane w chwilach najmniej przez nas oczekiwanych? Trudno powiedzieć. Nie znamy siebie do końca. Uczucie, które nagle dotknęło głównego bohatera, tak naprawdę nigdy nie zostało nazwane. Połączenie tych dwoje pozostało na poziomie oczu, które przy spotkaniu wyrażały ogrom tęsknot i pragnień. Nie bez powodu podróż do Japonii została nazwana podróżą na koniec świata, miejsca gdzie lokowane są nasze tęsknoty. Dla zrównoważenia, nie tylko Hervé Joncour zadaje sobie te pytania. Podobne myśli towarzyszą żonie, która do końca z wielkim szacunkiem postrzega swój związek małżeński, mając jednocześnie świadomość istnienia czegoś wyjątkowego w życiu swojego męża. Tylko, że jej pragnienia pozostają nie wydobyte, jej podróż na koniec świata ciągle trwa.

Powieść o pięknej konstrukcji, jasnej, przejrzystej, spokojnej, z licznymi powtórzeniami, które świadomie potęgują melodyjność utworu. Muzyka bowiem przelewa się przez rozdziały jak jedwab między palcami. Wszystkie wątki w powieści są lekko zasygnalizowane, delikatnie opisane jak piórkiem na japońskim cienkim papierze.

Jedwabna cisza emanuje w powieści z wielu wątków. Małżeństwo głównego bohatera, jego praca polegająca na użyciu minimum słów, podróż daleka w samotności i wreszcie kontakt z kobietą na poziomie emocjonalnym, wszystko to odbywa się w wielkiej ciszy, nie powodując zakłóceń w odbiorze utworu.

Mistrzostwo tego małego dzieła odebrałam na tym poziomie co równie skromne wydanie powieści Pascala Quignarda Wszystkie poranki świata. Wielkość pisarstwa nie koniecznie musi być osiągnięta przez wydanie opasłych tomów. Większą sztuką jest stworzenie wielowątkowości na małej ilości stron z zachowaniem zasad przynależnych powieściom obszernym.

Alessandro Baricco zauroczył mnie, pobudzając i otwierając we mnie przestrzenie tajemne. Pozwolił by dotykanie ich było tak delikatne jak dotyk jedwabiu. Jako pisarz osiągnął cel – uszanował niepodważalne prawo czytelnika do własnej interpretacji. Dzięki temu książka żyje w każdym z nas.